Logo Polskiego Radia
Print

"Los Armenii jest w rękach oligarchów"

polskieradio.pl
Dariusz Adamski 26.04.2018 14:00
Jeśli lider opozycji Armenii Nikol Paszynian zostanie p.o premiera, najpewniej wygra wybory- uważa Tobias Schumacher
Wiec opozycji w ArmeniiWiec opozycji w ArmeniiPAP/EPA/VAHRAM BAGHDASARYAN

Dymisja premiera wzmocniła protestujących, uczestnicy manifestacji liczą na zmianę władzy w Armenii – zatem protesty nie wygasną – mówił portalowi PolskieRadio.pl prof. dr Tobias Schumacher, kierownik Katedry Europejskiej Polityki Sąsiedztwa w Kolegium Europejskim w Natolinie. To wydaje się pewne, zwłaszcza jeśli nie dojdzie do użycia siły – bo użycie przemocy mogłoby sprawić, że sytuacja w Armenii zupełnie wymknęłaby się spod kontroli i wydarzenia potoczyłyby się nieprzewidywalnym dzisiaj torem.

Tobias Schumacher zauważa, że wcześniejsze wybory wydają się przesądzone – opowiadają się za nimi, choć z zupełnie różnych przyczyn, i opozycja, i p.o. premiera Karen Karapetjan.

Czy lider opozycji Nikol Paszynian ma szansę, by zostać p.o. premiera przed wyborami, czego się domaga? W sytuacji, gdy protesty trwają i możliwa jest eskalacja, być może niektórzy oligarchowie przejdą na stronę opozycji – uważa nasz rozmówca. Wiele zależy od tego, czy ich wpływy i zasoby będą bezpieczne w nowej rzeczywistości – ocenia. Zdaniem naszego rozmówcy, wcześniejsze wybory odbędą się w ciągu dwóch miesięcy, może nawet w ciągu kilku tygodni.

PolskieRadio.pl: Czy to moment przemian w Armenii? Jak można opisać procesy polityczne, które mają tam miejsce?

Prof. dr. Tobias Schumacher, Kierownik Katedry Europejskiej Polityki Sąsiedztwa w Kolegium Europejskim (kampus natoliński): Wydarzenia ostatnich kilkunastu dni są czymś niezwykłym w historii Armenii. Po raz pierwszy w tej dekadzie jesteśmy świadkami tego rodzaju protestów.

Są wyjątkowe m.in. z tego względu, że zaangażowały wszystkie warstwy społeczeństwa Armenii. Nie użyłbym sformułowania, że powstał jakiś "ruch”, bo jest to protest, który jednoczy młodych, starszych, bezrobotnych, intelektualistów. Na ulice wychodzą nawet niepełnosprawni. A w manifestacjach biorą udział klasy średnia, pracująca i nawet częściowo klasa wyższa.

Co więcej – protesty nie są ograniczone do Erywania, ale odbywają się również w Giumri, Wanadzor, nawet w Alawerdi, mieście górniczym, na terenie całego kraju.

Mówimy o protestach rzędu 200-300 tysięcy i to nie ma precedensu w Armenii.

A co bardzo istotne, protestujący do tej pory odnosili sukcesy – wywarły tak dużą presję na rządzących, że premier musiał zrezygnować. To było nie do pomyślenia dwa tygodnie wcześniej.

Rezygnacja Sarkisjana zmotywowała i wzmocniła protestujących, w tym lidera ruchu, Nikola Paszyniana. Protestujący zrozumieli, że jeśli mogą zmusić premiera do dymisji, to mogą również przejąć władzę. Dlatego nie jest prawdopodobne, by protesty się rozproszyły.

Kluczowe jest obecnie pytanie – czy Nikol Paszynian zostanie p.o. premiera? Czy też do czasu wcześniejszych wyborów będzie nim nadal Karen Karapetjan?

Sądzę, że wcześniejsze wybory to już tylko kwestia czasu. Z pewnością się odbędą, pytanie tylko, kiedy. Powiedziałbym wręcz, że mogą się odbyć w ciągu najbliższych tygodni, ew. dwóch miesięcy. Mówię o tym z taką pewnością, ponieważ zarówno Nikol Paszynian jak Karen Karapetjan zgodzili się w sprawie wcześniejszych wyborów, choć kierują nimi różne powody.

Jakie to powody?

Nikol Paszynian opowiada się za wcześniejszymi wyborami, ponieważ chce, aby opozycja doszła do władzy. Przy tym trzeba zauważyć, że opozycja obecnie jest mocno sfragmentaryzowana, ma różne poglądy i nie jest zjednoczona. A Karen Karapetjan chce umocnić swoją władzę na stanowisku premiera, potrzebuje do tego demokratycznej legitymacji.

I tutaj ważna sprawa: jeśli Nikol Paszynian miałby zostać p.o. premiera – to bardzo prawdopodobne, że wygra wybory parlamentarne.

Natomiast jeżeli Karen Karapetjan przed wyborami będzie nadal p.o. premiera, to jest bardzo prawdopodobne, że będzie wykorzystywał zasoby państwowe w celu wygrania tych wyborów. Będzie korzystał z zasobów potężnych oligarchów w Republikańskiej Partii Armenii (RPA) w kampanii - i wówczas prawdopodobnie ponownie wygra wybory.

Zatem to teraz jedna z najważniejszych kwestii.

Wszystko zależy również od tego, czy protesty będą nadal pokojowe, czy reżim zamierza użyć siły. Obecnie trudno przewidzieć, czy p.o. premiera Karen Karapetjan może uciec się do przemocy. Odżegnywał się od takiej możliwości w jednej ze swoich wypowiedzi, ale to oczywiście może się zmienić, gdy Karapetjan zdecyduje, że nie będzie realizował postulatów opozycji, w tym Nikola Paszyniana.

Użycie przemocy może sprawić, że sytuacja wymknie się spod kontroli.

Czy jest realne, by Karapetjan zgodził się na to, aby Nikol Paszynian został p.o. premiera? Bo to przez ten postulat, jak się wydaje, nie doszły do skutku planowane na wtorek rozmowy rządzących z opozycją.

Wydaje mi się, że Karen Karapetjan może użyć wybiegu i oddać tę kwestię pod głosowanie parlamentu. Parlament jest zdominowany przez Republikańską Partię Armenii i partię Zamożna Armenia. Rządzący raczej nie będą głosować za Paszynianem. Ale partie będą myśleć również o wyborach, o tym, czy będą mogły używać państwowych zasobów w kampanii (partie te mają odpowiednio 58 i 31 mandatów w 105-osobowym parlamencie red.).

Jednak partia Zamożna Armenia Gagika Carukiana już teraz dołączyła do protestu. A to druga co do wielkości partia w armeńskim parlamencie.

Ugrupowanie Zamożna Armenia ma 31 mandatów, RPA 58. Ciekawy zatem będzie rozwój sytuacji w tym planie.

Tutaj warto zastanowić się nad rolą oligarchów. W Armenii – cokolwiek ma się wydarzyć, będzie zależało od tego, po której stronie ostatecznie znajdą się oligarchowie, czy będą popierali opozycję, czy jednak wesprą Republikańską Partię Armenii.

Mają dość pieniędzy, by wpłynąć na wynik wyborów. Powiedziałbym, że ostatecznie wesprą tych, którzy mogą gwarantować, że ich zasoby będą zagwarantowane.

Zatem będą popierać partie wspierane przez Rosję, niestety.

Niemal każdy poseł w armeńskim parlamencie jest milionerem. Politycy korzystają przy prowadzeniu interesów z wykorzystaniem państwowych zasobów. Nie chcą więc, by przywileje zostały im odebrane.

Jednak wobec możliwości, że protesty nie zostaną zakończone, staną się gwałtowne i obalą rząd, to nawet establishment jest w stanie zdecydować się na kompromis, pod warunkiem, że Paszynian uzgodni z nimi, że nie będą ścigani i prześladowani.

Wszystko sprowadza się do tego, czy zasoby i przywileje rządzących elit będą zachowane. Nikol Paszynian zaś, w jednym ze swoich wystąpień, powiedział, że nie jest zainteresowany zemstą.

Zatem możemy powiedzieć, że los Armenii zależy od oligarchów.

Zdecydowanie tak. Armenia jest kontrolowana przez oligarchów. I prawdopodobnie będzie tak w przyszłości. Jednakże jeśli opozycja wygra tę batalię, to argumentowałbym, że oligarchowie będą pełnili rolę bardziej dyskretną, niż było to za rządów Republikańskiej Partii Armenii. Trzeba tu zaznaczyć, że klan Sarkisjana to również potężni oligarchowie, rządzili krajem przez wiele lat, używając zasobów państwowych. Zatem opozycja, przynajmniej w krótkim okresie czasu, na pewno nie pozwoli oligarchom na to, by ich działania były zbyt ostentacyjnie.

Z drugiej strony opozycja nie jest zjednoczona i brak jej zasobów, pieniędzy. Potrzebują pieniędzy na kampanię. Skąd mogą pochodzić te pieniądze? Oczywiście od oligarchów, takich jak Gagik Carukian. Jednak oligarchowie oczekiwaliby czegoś w zamian.

Czego oczekiwaliby?

Oligarchowie spodziewaliby się, że ich ekonomiczne wpływy nie będą ograniczone. Mogą też prosić o polityczne wpływy – albo stanowiska, albo konkretne polityczne decyzje.

Media m.in. na Ukrainie czy w Rosji komentują, że wydarzenia w Armenii to nie jest drugi Majdan. Wazna jest też kwestia zaangażowania Rosji i Zachodu w tę sytuację. Rosja milczy, ale z pewnością aktywnie działa.

Nie jest do końca jasne dla obserwatorów, co kieruje manifestującymi. Początkowo chcieli dymisji premiera Serża Sarkisjana. Teraz chodzi o zmianę systemu politycznego i rezygnacji skorumpowanych polityków. Nie ma jednak porozumienia co do tego, jaki obraz demokracji powinien się wyłonić po wyborach. Opozycja jest bowiem mocno zróżnicowana. Nie ma wspólnego planu, programu. Zatem trzeba czekać, czy opozycja będzie w stanie ustalić wspólne postulaty.

Co do Rosji – bez względu na to, kto będzie u władzy, Rosja będzie ważnym partnerem Armenii. Nie oczekiwałbym, że polityka zagraniczna Armenii zmieni się w sposób drastyczny, nawet jeśli dojdzie do demokratycznych przemian. Powodem jest sytuacja geopolityczna Armenii, jej zależność ekonomiczna i wojskowa od Rosji. Rosja ma kilka baz w Armenii, to silne narzędzie wpływów. Oczywiście Rosja może użyć swoich instrumentów w każdym momencie, by zachwiać stabilnością wewnętrzną państwa.

Jeśli dojdzie do przemian demokratycznych, Paszynian, jak zapowiadał, zapewne będzie intensyfikował relacje ze Stanami Zjednoczonymi i z Unią Europejską. Ale jednocześnie Paszynian oznajmił, że w Armenii powinno stacjonować więcej rosyjskich żołnierzy. Te dwa stwierdzenia dają nam dobre pojęcie, jakie podejście będzie musiała przyjąć opozycja. Paszynian spotkał się z ambasadorami USA i Rosji, musi postępować tak, by nie zantagonizować żadnego z partnerów.

Rosja zachowuje się powściągliwie w sprawie protestów w Armenii, bo rozumie, że protesty do tej pory nie są skierowane przeciw Moskwie i nie mają na celu zmiany polityki zagranicznej. Jednak jeśli Armenia przekroczyłaby czerwoną linię – to jest na przykład wysuwanie postulatu usunięcia baz rosyjskich, wystąpienia z ODKB, wejścia do UE – to wywołałoby ostrą reakcję Rosji.

Po drugie Moskwa wyciągnęła wnioski z tego, co działo się na Ukrainie. Uznano tam, że wspieranie Sarkisjana byłoby kontrproduktywne. Przypuszczam, że dymisja Sarkisjana była uzgodniona z Kremlem, zapewne godził się na nią Putin. Serż Sarkisjan zapewne nie ustąpiłby tak szybko, gdyby Moskwa nie uznała, że to zagraża stabilności Armenii.

Agnieszka Kamińska/PolskieRadio.pl

dad

tags: Armenia, Rosja
Print
Copyright © Polskie Radio S.A O nas Kontakt