To może świadczyć o zmieniającym się modelu rozwoju gospodarki - czytamy na portalu rp.pl.
Produkcja sprzedana polskich firm przemysłowych urosła w marcu o 5,6 proc. rok do roku. To wprawdzie wynik słabszy niż w lutym, ale lepszy, niż oczekiwali ekonomiści. I mocno kontrastujący z zapaścią w przemyśle Niemiec.
Jak pisze Rzeczpospolita, w lutym produkcja przemysłowa w Polsce zwiększyła się o 6,9 proc. rok do roku, co także było sporą niespodzianką. To, że w marcu jej wzrost wyhamował, jest efektem niekorzystnego układu kalendarza (miniony miesiąc liczył o jeden dzień roboczy mniej, niż rok wcześniej). Po oczyszczeniu z wpływu tego rodzaju czynników, produkcja przemysłowa w marcu zwiększyła się o 7,8 proc. rok do roku, po 6,5 proc. w lutym.
Bufor zaległości
W całym I kwartale dynamika produkcji wyniosła 6,2 proc. rok do roku, najwięcej od II kwartału ub.r. Stało się tak pomimo zapaści w przemyśle strefy euro, zwłaszcza Niemiec, do których trafia niemal 30 proc. polskiego eksportu. Nad Renem produkcja maleje niemal nieprzerwanie od sierpnia ub.r., a końca tej tendencji nie widać. W lutym (ostatnie dostępne dane) wartość nowych zamówień składanych w niemieckich firmach produkcyjnych tąpnęła o 8,4 proc. rok do roku, najbardziej od września 2009 r., gdy światowa gospodarka tkwiła w pierwszej od II wojny światowej recesji. Ankietowe wskaźniki koniunktury, takie jak PMI, sugerują, że w marcu i w kwietniu nie było poprawy - pisze rp.pl.
Dlaczego nie przekłada się to tak jak dawniej na koniunkturę w polskim przemyśle? Ekonomiści wysuwają kilka hipotez, choć zastrzegają, że jest za wcześnie na definitywne wnioski, bo rozbieżność między sytuacją nad Wisłą i nad Renem trwa za krótko. Podkreślają też, że prawdziwych może być kilka hipotez.
Jak tłumaczy rp.pl, wedle jednej z nich, polskie firmy przemysłowe mają wciąż bufor niezrealizowanych zamówień. W I kwartale ankietowane przez GUS przedsiębiorstwa wskazywały przeciętnie, że posiadany portfel zamówień gwarantuje im działanie przy normalnym czasie pracy przez 10,4 miesiąca. To wynik minimalnie tylko niższy, niż w latach 2017–2018. Ekonomiści mają jednak wątpliwości co do wiarygodności tego wskaźnika. A PMI, który również bazuje na ankiecie wśród firm, sugeruje, że zaległości produkcyjne w polskim przemyśle szybko topnieją, rosną zaś zapasy niesprzedanych towarów.
Niezależnie od tego, odporność polskiego przemysłu tłumaczyć może też silny popyt krajowy. – W ostatnich miesiącach widać solidny wzrost produkcji materiałów i surowców budowlanych, co wiąże się się z dobrą koniunkturą w budownictwie – mówi „Rzeczpospolitej" Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole w Polsce. Oprócz tego dynamicznie rośnie wciąż konsumpcja. A związku z nowymi transferami socjalnymi, których wypłata ruszy od maja, analitycy zakładają, że krajowy napęd przemysłu będzie nadal działał.
Cały artykuł dostępny jest na stronie rp.pl.